niedziela, 29 stycznia 2012

S@motność w sieci


@ Cindy Shermann


Dzień dobry,

Kiedyś w liceum na jakiejś lekcji zainteresowałem się ascetami. Wpadłem na karkołomny pomysł stania się jednym z nich. Siedząc w ławce postanowiłem zamilczeć na wieki. Wytrwałem do kolacji, przedstawiając rodzicom swoje postanowienie napisane na kartce z zeszytu. Liceum się skończyło, kończą się też studia, a ja milczę już drugi dzień. Nie mogę się zdecydować, czy bawię się w Catherine Deneuve we Wstręcie czy Romana Polańskiego w Lokatorze. Grunt, że nie w Janusza Gajosa w Żółtym Szaliku (ta, jasne). Faktem jest, że jedni uprawiają sporty zimowe w miejscowości Madonna, a drudzy patrzą w stalowe niebo, przytulając się do kaloryfera. Samotność w wielkim mieście i w sieci. Oprócz neurotycznej pozy uprawiam również granie na nerwach biurokratycznych władz mediolańskiej ASP. Napięcie i mobbing w Erasmus office, straszenie pismami na przemian z proszeniem o wcześniejszy egzamin. That’s the spirit. Wisienką na torcie zostaje bolący ząb (kanałowe leczenie, witam serdecznie). Oczywiście istnieją też jasne strony życia, ale Piotr Tymochowicz wyraził się jasno na temat konsekwencji w kreowaniu wizerunku.

Milcząc, pozdrawiam,

Janusz L. Wiśniewski

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Sekrety i kłamstwa


@ Enzo Cucchi


Hejka!

Wino jest, jakie jest, a kwiatki sztuczne i brudne. Taką platynową maksymą powitaliśmy rok 2012, pijąc wódkę i tańcząc po pentagramie z taśmy izolacyjnej na panelach w lokum Grzegorza. Ten czas minął, albowiem nic nie może przecież wiecznie trwać. Z powrotem godnie niesiemy swój Erasmusowski krzyż na plecach, zakładając towarzystwo przyjaźni polsko-rumuńskiej. Nowi znajomi na fejsie, nowe tagi, kolejne zgagi. Jesteśmy już tak rozhulani, że bujamy się po hip-hopowych koncertach i tańczymy z imigrantami, wymachując rękami. Hajlajf, tylko, że dyplom zrobić trzeba i opłacić rachunek za gaz. Życie to nie teledysk ani nawet film, dlatego siedzę sam w kuchni i rysuję studium zwłok Rasputina na przemian z portretem Bombiarza z Krakowa. Czuję słodko-gorzki smak zakończenia tego turnusu. To już za okrągły miesiąc. W Polsce podobno spadł śnieg, nam wypada się kopnąć w dupę i zacząć żebrać punkty ECTS. Piszę w liczbie mnogiej, ale to ściema, bo jestem tu sam, nie wychodzę z domu i jem wczorajszy makaron. Wybierz sobie swoją wersję i pomyśl o mnie (nas) ciepło.

Z wyrazami wdzięczności,
Peggy Olson

niedziela, 18 grudnia 2011

Fervex > Freschello


@ Psychic TV


Dobry wieczór,

No i stało się. Nadszedł ten moment, kiedy Fervex zastąpił wino. Tak, rozchorowałem się i mam odparzony nos, który zapewne jutro doprowadzi mnie do śmierci na pokładzie samolotu relacji Mediolan – Kraków. Ale, Mama I’m coming home! Upycham te dary przemysłu upominkowego i myślę o nadkwasocie świątecznych spotkań przy stole. Wujek Tadeusz znów spyta na jakim jestem roku studiów i czy fajne dupeczki na Akademii. A w ogóle, to Mediolan jest spoko gość. Los się do mnie uśmiechnął i wskazał drogę na zacną wystawę włoskiej transawangardy. Francesco Clemente love tysiąc sto! Z takich życiowych doświadczeń, co hartują charakter i grubo ciosają baby face, to włoskie strajki jednak nie są mitologią. Ta chwila, kiedy zimno i ciemno, a komunikacja miejska sztuką performatywną, pokazuje Ci dupę i kiwa paluszkiem w rytm dźwięcznych słów: do domu dziś z buta, kochanie. Jesteśmy już chyba znani na dzielni. Zmakaronizowani Turcy w Donner kebab spasibą dziękują za skorzystanie z ich usług gastronomicznych, ciemnoskóry król pizzy z pizzerni Zara pyta nas o zdrowie, natomiast królowa antypatii z piekarni nadal nie odpowiada na podstawowe formy grzecznościowe. Zostaliśmy ostatnimi Polakami w mieście witryn sklepowych. Jutro padnie ostatni bastion. Ferie w Polsce oraz tymczasowa utrata słuchu w Ryanairze. Życia nie oszukam i zdaję sobie sprawę, że rok się kończy. Czas na bilans, czas na podsumowań czar. Ale to już w swojej nowohuckiej komnacie. Dobranoc, testamentu nie sporządziłem.

Tomek Sawyer

wtorek, 6 grudnia 2011

Biżuterię dla Violetty Villas wykonywała firma Atelier Marangoni z Mediolanu.


@ Kiki Smith


Benvenuti,

Za jakieś pięć dni stuknie nam drugi miesiąc banicji w mieście risotta z szafranem. Czas zapierdala prędkością kolibra, jak koliber mam też pamięć, gdyż nie mogę sobie przypomnieć ciekawostek, które mógłbym opisać swoim gołębim piórem. Pozostaje mi kłamać.

Wziąłem sobie głęboko do serca słynną maksymę Jesteśmy w Mediolanie! i zapisałem się na kurs krawiecki. Tak, słoneczko wschodzi i zachodzi, koty miauczą, pociągi jeżdżą po torach, a ja przerysowuje krój żakietu z roku 1720. Czas na nowego Arkadiusa, czas na wyjście z szafy.
Spadła mi też korona z głowy, integrując się z bracią erasmusowską, trując się tequillą i tańcząc do Blue Monday (to dla Ciebie, Karu) z kaloryferem. Oprócz sukcesywnego robienia sobie dziur w życiorysie, uczęszczam też na zajęcia oraz zajmuje się moim ambitnym dyplomem (pozdrawiam Panią Profesor Kaiser). Zasmakowałem również życia nocnego, bawiąc się na koncercie zespołu Girls, pijąc drinka za 8 euro, a także srania w gacie w autobusie nocnym. Życie jak w Madrycie, a chlanie jak w Mediolanie. Pora dołożyć swoją ciegiełke do Wiki Cytatów. Jednakże pozostałem sobą. Co prawda rzadko jest mi smutno (niepokojące), ale czytam nadal Dawida Copperfielda i są przypływy, kiedy czuję się Karolem Dickensem, nieudolnie próbując napisać epopeje o chłopcu na letnich koloniach. Tytułem końca tego wymuszonego posta, pozwolę sobie przypomnieć, że dziś Mikołajki. Brodaty nic mi nie przyniósł, więc sam sięgnę po jajko Kinder i jakiś sympatyczny flakon.

Dziękuję za uwagę,
Panna Nikt

czwartek, 17 listopada 2011

...kara


@ Frederic Leury


Hej, to ja!

Przepraszam za ciszę, przepraszam, że żyję. Taka mała przerwa w dostawie myślenia. Dzisiejszy dzień zaowocował prawdziwie złotą maksymą – Włochy to jednak są Włochy. No i tak. Czekałem dziś ponad trzy godziny w kolejce do profesora Italo (tak, to nazwisko), który podobno boi się studentów z wymiany, po czym weszły jakieś kobiety z administracji i ogłosiły strajk. Podczas ewakuacji z pracowni ktoś zapierdolił mi szalik, co przelało szale (szal) goryczy. Ale bywa też milej, piękniej. Na przykład na cmentarzu. Monumentalne grobowce, patetyczne rzeźby. Szukam dziewczyny na randkę – wino na grobie, Cześć, Tereska wersja deluxe. W bonusie sesja zdjęć profilowych na mogile poległych żołnierzy. Aha, kilka dni temu stuknął miesiąc naszej banicji. Pora kopnąć w kalendarz. Kopnę się w wątrobę raz jeszcze i otworze butelkę czerwonego wina (Karu, pozdrawiam!). Prawie jest okazja i funkcjonalny alkoholizm. Wino jest czerwone jak krew, która wypływała z pękniętych żył, które mi się ostatnio śniły. Pozdrawiam też Żyda w Mediolanu, niechaj gwiazda oszczędności nigdy nie zagaśnie. Ażeby jeszcze rozrzedzić tę biegunkę myśli, to dodam, że widziałem ruskie modelki z torebkami Prady i Chanel, co kupowały startery telefoniczne i pytały o zasięg w Hong Kongu. Tyle wielkiego świata. Jeśli chodzi o tryb makro, to w makdonaldzie biegają karaluchy.

Karaluchy pod poduchy,
Paolo Cozza

niedziela, 6 listopada 2011

zbrodnia i...



@ Aleksandra Waliszewska


Siema,

Chyba mieszkam w Londynie, bo od trzech dni nieustannie leje. Tylko czekać, aż przecieknie nam dach. Na dzielni mieszkają zaradni ludzie, którzy jeżdżą w miasto sprzedawać parasolki przy wyjściu z metra. W komunikacji miejskiej jest swojsko. W metrze jakieś ruskie baby obgadywały nas przez 7 stacji, w tramwaju spał zajebany żul i zwariowany Amerykanin, odstawiający one man show. Usłyszeć można było laury na cześć Steva Jobs’a, jak i zapewnienia o zajebistości życia. Pamiętajcie: don’t worry, be happy! Wczoraj miało miejsce niecodzienne wydarzenie. Otóż jakieś stowarzyszenie zorganizowało wycieczkę po byłych mieszkaniach włoskiej mafii. Jako, że jeden adres był niedaleko, to wbiliśmy się na wizję lokalną. Niestety zamiast zaciągnięcia się atmosferą zła, bogactwa i prostytucji, zafundowano nam wizytę w skromnym m2, zamieszkałym przez szczęśliwą rodzinę. Dlaczego tak oraz kto za to zapłacił? Nawet mafia potrafi rozczarować. Życie akademickie się rozkręca, po korytarzach latają gołębie, a śliczna włoszka od historii sztuki współczesnej jest fanką Pawła Althamera. Od tych świńskich porcji makaronu rośnie mi brzuch. Chyba pora zabawić się w więzienie i napierdalać 100 pompek na jednej ręce albo z przyklaśnięciem. Trzy razy dziennie, codziennie.

Z wyrazami szacunku,
Jerzy Nasierowski