wtorek, 6 grudnia 2011

Biżuterię dla Violetty Villas wykonywała firma Atelier Marangoni z Mediolanu.


@ Kiki Smith


Benvenuti,

Za jakieś pięć dni stuknie nam drugi miesiąc banicji w mieście risotta z szafranem. Czas zapierdala prędkością kolibra, jak koliber mam też pamięć, gdyż nie mogę sobie przypomnieć ciekawostek, które mógłbym opisać swoim gołębim piórem. Pozostaje mi kłamać.

Wziąłem sobie głęboko do serca słynną maksymę Jesteśmy w Mediolanie! i zapisałem się na kurs krawiecki. Tak, słoneczko wschodzi i zachodzi, koty miauczą, pociągi jeżdżą po torach, a ja przerysowuje krój żakietu z roku 1720. Czas na nowego Arkadiusa, czas na wyjście z szafy.
Spadła mi też korona z głowy, integrując się z bracią erasmusowską, trując się tequillą i tańcząc do Blue Monday (to dla Ciebie, Karu) z kaloryferem. Oprócz sukcesywnego robienia sobie dziur w życiorysie, uczęszczam też na zajęcia oraz zajmuje się moim ambitnym dyplomem (pozdrawiam Panią Profesor Kaiser). Zasmakowałem również życia nocnego, bawiąc się na koncercie zespołu Girls, pijąc drinka za 8 euro, a także srania w gacie w autobusie nocnym. Życie jak w Madrycie, a chlanie jak w Mediolanie. Pora dołożyć swoją ciegiełke do Wiki Cytatów. Jednakże pozostałem sobą. Co prawda rzadko jest mi smutno (niepokojące), ale czytam nadal Dawida Copperfielda i są przypływy, kiedy czuję się Karolem Dickensem, nieudolnie próbując napisać epopeje o chłopcu na letnich koloniach. Tytułem końca tego wymuszonego posta, pozwolę sobie przypomnieć, że dziś Mikołajki. Brodaty nic mi nie przyniósł, więc sam sięgnę po jajko Kinder i jakiś sympatyczny flakon.

Dziękuję za uwagę,
Panna Nikt

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz